szlak Jasło Cisna

Po ciężkiej wędrówce dnia poprzedniego ruszamy dalej. Poprzedniego dnia na Smereku spotkaliśmy fajną parę biegającą po górach. Oprócz tego, że warto przerzucić się na bieganie, powiedzieli, że kolejnego dnia czeka nas najpiękniejszy szlak w Bieszczadach. Byliśmy więc wszyscy bardzo ciekawi, co przyniesie nam ten dzień.

Wchodzimy w nieznane – Fereczata

Po ciężkiej nocy w namiocie gdzieś w polu za Smerekiem, ruszamy przed siebie. Dziś jesteśmy nieumyci, liczymy na jakiś strumień po drodze, ale wszystko wskazuje na to, że następną kąpiel weźmiemy dopiero w schronisku w Cisnej. To chyba pierwszy raz, kiedy motywowało mnie bardziej wzięcie prysznica niż piwo i porządny obiad w schronisku. No, ale jak się zachciało trekkingu pod namiotem to trzeba się też liczyć z takimi dniami.

nocowanie na dziko

Początkowo trasa jest bardzo przyjemna. Po drodze mijamy miejsce, gdzie znajdowała się cerkiew i cmentarz. Dziś już nieistniejące są silnie związane z historią samych mieszkańców wsi Smerek, którzy zostali wywiezieni po wojnie na teren Ukrainy. Po przekroczeniu tego miejsca, otwiera się nam widok na okolicę, w szczególności na Połoninę Caryńską i Wetlińską. Kawałek drogi już za nami! W tym miejscu spotykamy też ponownie Tomka i Adriana, z którymi rozstaniemy się dopiero w Zagórzu.

szlak Fereczata widok połoniny

Szlak na Fereczatę nie należy do najlżejszych. To jedno z najostrzejszych podejść na całym etapie bieszczadzkim. Tu wchodzimy też już w las i od teraz najczęściej takie będziemy mieć otoczenie, poza kilkoma punktami widokowymi. Tak… podejście jest bardzo strome, ale przynajmniej szybko zdobywa się wysokość.

Po drodze kilkukrotnie spotykamy pleń, o której jeszcze wtedy nic nie wiedzieliśmy, nawet jak się nazywa. Początkowo ignorowałam ją, myśląc, że to kawałek szalika lub sznurka, ale coś mi nie pasowało. Coś za dużo tego tu… Nachyliłam się, ruszyłam kijkiem, a tu nagle setki małych larw zaczęło się ruszać w różnych kierunkach! Okazuje się, że pleń to bardzo rzadkie zjawisko i trzeba mieć szczęście, aby je zobaczyć. Pleń składa się z setek albo i tysięcy małych larw muchówek poruszających się zbitą podłużną masą w jednym kierunku. Co ciekawsze, nie wiadomo gdzie i w jakim celu. Wygląda to ohydnie, ale i fascynująco. Żeby ciekawostek biologicznych nie było zbyt mało, tego dnia, jak i w kolejne, widzimy często tropy. Wyobraźnia podpowiada, że to ślady wilka, ale bardzo możliwe, że to po prostu pies na trekkingu.

Pleń Bieszczady

Tropy Bieszczady

tropy Bieszczady

Po prawie dwóch godzinach zdobywamy pierwszy szczyt dzisiejszego dnia – Fereczatę. Tu robimy przerwę na obiad i kawę. Należy nam się za to podejście z plecakami. Przed nami jeszcze długa droga, ale najgorsze mamy już za sobą. Teraz będzie tylko przyjemniej. Póki co siedzimy tutaj i napawamy się widokami na słowacką część Bieszczadów. Miejsce idealne na dłuższy postój!

Fereczata widok

Fereczata widok

Dalej, wyżej, na Okrąglik!

Ruszamy dalej i wchodzimy znowu w las, ale trzeba przyznać – piękny las. Po drodze spotykamy na mniejszych szczytach kopczyki z kamieni. Wyglądają trochę jak satanistyczny ołtarz (chociaż nie wiem jak taki ołtarz wygląda), ale są też miłym urozmaiceniem wędrówki. Tu też zaczyna się błoto. Wymaga trochę pokombinowania, obejścia bokiem, ale mi się podoba! Ciekawostka – po drodze spotykamy konar drzewa wyglądający jak dinozaur lub pies! 

stosy kamieni Bieszczady  Bieszczady szlak GSB błoto

Bieszczady GSB błoto

Bieszczady GSB błoto

dinozaur pies z drzewa Bieszczady

Zmierzamy w kierunku Okrąglika. Szlak pnie się od mini szczytu do szczytu. Co podejdziemy w górę, zaraz musimy zejść kilkadziesiąt metrów w dół. I tak kilka razy. Ten fragment szlaku bardzo przypomina mi drogę na Krzemień. Okrąglik to szczyt położony przy granicy ze Słowacją. Widoki są tu przepiękne, ale znacząco ograniczone przez rosnące dookoła drzewa. Tu robimy krótki postój i ruszamy dalej w stronę kolejnego szczytu czyli Jasła. Okrąglik oprócz tego, że jest szczytem granicznym, jest również punktem zwrotnym na trasie. Do tej pory szliśmy na północ, teraz nagle odbijamy na południe.

szlak na Okrąglik

szlak na Okrąglik

szlak na Okrąglik

Okrąglik szczyt widok

 Okrąglik szczyt

Kwintesencja Bieszczadów na Jaśle

I znowu to samo. Las – wzgórze – zejście – polana – podejście – las – wzgórze. Przynajmniej nie idzie się cały czas w lesie i można się troszkę rozejrzeć. Po ostatnim takim mini szczycie, wychodzimy na odsłonięty teren. Zmierzamy w kierunku Jasła. Tu widoki robią się fenomenalne. Czekaliśmy na nie cały dzień. Nie uważam jednak, że to właśnie stąd roztacza się najpiękniejszy krajobraz w polskich Bieszczadach, tu pierwsze miejsce ma szlak przez Halicz. Trzeba jednak przyznać, że widok robi ogromne wrażenie. Po wejściu na wzniesienie z oznakowaniem szlaków, musimy skręcić w lewo, a tym samym zejść z czerwonego szlaku, ale tylko na kilkadziesiąt metrów. Dochodzimy do wieży geodezyjnej, gdzie zaznaczony jest również szczyt Wielkie Jasło.

las Bieszczady GSB

las Bieszczady GSB

widok Jasło Bieszczady

widok Jasło Bieszczady

Przed nami roztacza się widok na połoniny i szczyt Smerek, gdzie byliśmy zaledwie niecałą dobę wcześniej. Po raz kolejny robi to na mnie wrażenie. Jest cudownie! Po ostatnich dniach z tłumami ludzi idących na połoniny, Tarnicę, w końcu znajdujemy to, czego w Bieszczadach się szuka – ciszę, spokój, minimalny ruch turystyczny. Jeśli szukacie takich doznań, koniecznie wybierzcie ten mało znany i mało uczęszczany, chociaż również piękny, szlak.

widok Jasło Bieszczady

widok Jasło Bieszczady

widok Jasło Bieszczady

Jak zwykle na szczycie, robimy postój na widoki, zdjęcia, przekąskę. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy przebiegają przez szczyty. Jak Wy to robicie? Dla mnie wejście na szczyt i zatrzymanie się jest kwintesencją chodzenia po górach. Po ciężkim wysiłku, kilometrach w nogach, w końcu mogę się zatrzymać i odetchnąć. Bardzo Wam polecam, jeśli tego nie praktykujecie. Skutkiem ubocznym jest to, że nasze tempo jest niskie i czas na znakach musimy liczyć razy półtora.

I znowu nowe miejsce na nocleg

Po chwili sam na sam z widokami, ruszamy dalej. Nieuważni, pamiętajcie, zeszliśmy z czerwonego szlaku i weszliśmy na szlak żółty, teraz musicie do niego wrócić. Jeśli wybieracie się do Cisnej to nie tędy droga. Zejście z Jasła nie oznacza już tylko długiej drogi w dół. Kontynuujemy sinusoidalny trekking, ale cały czas w towarzystwie pięknych widoków. Po dłuższej chwili wchodzimy do lasu i stąd długa droga w dół do Cisnej, a dokładnie do położonej po po drugiej stronie miejscowości, Bacówki pod Honem.

szlak Jasło Cisna

Jak zwykle zejście ciągnie się w nieskończoność, a najcięższy fragmentem jest samo podejście pod Bacówkę. Delikatnie pnące się w górę, co po całym dniu wydaje się być zdecydowaną przesadą! W tym wszystkim pocieszające jest to, że schronisko leży przy szlaku. Ponadto, na końcu czeka nas jedzenie, piwo, no i prysznic! Ale hola, hola, nie tak szybko…

Na miejscu najpierw musieliśmy odczekać swoje na wydanie piwa i jedzenia, bo akurat wydawana była kolacja grupie. Później okazało się, że chociaż na tablicy widniało ostrzeżenie, że serwowane porcje są ogromne, nie wykarmiłyby przedszkolaka, a co mówić o ludziach, którzy właśnie zeszli z gór. Jedynym pocieszeniem było to, że tym razem nocowaliśmy pod dachem na glebie. Kiedy wychodziłam pod prysznic (upragniony!) planem był nocleg pod namiotem. Chociaż w głowie przeszła mi myśl o tym, jak byłoby cudownie spać w środku, nie zaproponowałam tego. Po wyjściu spod prysznica, już wszystkie plecaki leżały na poddaszu – spaliśmy wewnątrz!

Dzień czwarty – Smerek (wieś) – Fereczata – Okrąglik – Jasło – Cisna – Bacówka PTTK pod Honem (19,5 km – 7:26:58)