Kopenhaga

Witajcie po dłuższej nieobecności. Nie, nie zapomniałam o blogu, ale ostatnio dużo się działo i ogromną część mojego wolnego czasu pochłonęło dwóch mężczyzn – Maciek (najfajniejszy chłopak pod słońcem) i Hugo Chavez (obiekt mojej pracy badawczej… szumnie brzmi, ale chodzi tylko (lub aż!) o moja pracę licencjacką). Myślę, że dzisiaj jest najgorszy dzień jaki mogłam sobie wybrać do opowiadania o Kopenhadze, bo wczoraj pojawiła się informacja, że Ryanair najprawdopodobniej rezygnuje z lotów z Modlina do Kopenhagi, a szkoda… W tym momencie pozostaje połączenie Wizzairem do szwedzkiego Malmö i dopiero stąd przejazd do Kopenhagi.

Znowu wybrałam się na samotny trip, w Kopenhadze spędziłam kwietniową niedzielę. Poleciałam nie najtańszym możliwym połączeniem, bo za 118 zł – długo w ofercie były bilety za 58 zł w dwie strony. Po trochę ponad godzinnym locie znalazłam się około północy na lotnisku w Kopenhadze i tu spędziłam noc. Około godziny 6 udałam się do centrum. Dojazd z lotniska jest bardzo wygodny, bo z terminalu 3 odjeżdża pociąg żółtej linii metra M2, który w mniej więcej 15 minut jest na Kongens Nytorv, czyli dwa kroki od najbardziej znanego miejsca turystycznego w całej Kopenhadze, czyli przy kanale Nyhavn. Według mnie jest to najlepsze miejsce di rozpoczęcie zwiedzania. Nyhavn z kolorowymi domami, wąskim kanałem i stojącymi łódkami wygląda przeuroczo.

img_7103

W którąkolwiek stronę nie skierujecie się od Nyhavn, spotkacie coś ciekawego. Ja wybrałam jednak inne rozwiązanie. Metrem pojechałam stację dalej do Norreport Stadion i zaspana wyszłam na cichą i pustą ulicę pełną rowerów i śmieci, wszystko wskazywało, że w nocy była tu niezła impreza i ulica odżyje dopiero za kilka godzin. Niezniechęcona ruszyłam do ładnych, ale nie oszałamiających parków, które są położone w bliskiej od siebie odległości. Przy Ogrodzie Królewskim minęłam Rosenborg, czyli dawną rezydencję podmiejską królów duńskich, która nie zrobiła na mnie wrażenia – może przez to, że jest ogrodzona i obserwuje się ją z daleka.

Rosenborg

Dopiero stąd udałam się do położonego nieopodal Nyhavn. Wcale mnie nie dziwi, że właśnie ten punkt Kopenhagi jest wizytówką miasta. Budzi naprawdę miłe odczucia, przyjemnie jest tu usiąść i po prostu poobserwować architekturę, przechodniów, wpływające do portu statki.

Nyhavn Kopenhaga

Muszę się przyznać w tym miejscu, że przez natłok obowiązków nie miałam czasu przygotować się solidnie do tej podróży. Wiedziałam o kilku must see, mniej więcej spojrzałam na mapę i tyle. Z tego powodu moja wycieczka po Kopenhadze była ciągłym zaskoczeniem. Dopiero rano po przyjeździe do miasta opracowałam orientacyjny plan dnia.

Z Nyhavn udałam się bulwarami do pomnika Małej Syrenki. Po drodze minęłam nowoczesny gmach Opery Królewskiej, który jest położony nad wodą jak ten z Sydney, ale zdecydowanie nie robi aż tak spektakularnego wrażenia. W stronę Syrenki należy się udać nie tylko dla samego pomnika, ale również, żeby zobaczyć położoną na planie pięcioramiennej gwiazdy fortecę Kastellet, przed którą stoi ciekawy kościółek St. Albans. Trafiłam na bardzo dobry okres w roku na zwiedzanie Kopenhagi, która w tej części miasta ma bardzo dużo drzew kwitnących.

Kastellet

Kastellet

Od Kastellet już tylko kilka do obleganego pomniku smutnej Małej Syrenki, która zapatrzona w morze czeka powrotu swojego ukochanego. Nie powiedziałabym, że pomnik jest zachwycający, ale myślę, że warto wybrać się na spacer, żeby go zobaczyć, usiąść na kamieniu, odpocząć i chwilę pomyśleć, aczkolwiek z tym ostatni może być problem z powodu licznych turystów. Może to jest dobre miejsce na poranną wycieczkę?

Kopenhaga

Kierując się z powrotem w stronę Nyhavn, zaledwie kilkaset metrów od Kastellet, znajduje się Pałac Królewski Amalienborg, czyli siedziba duńskiej rodziny królewskiej. Chociaż wcześniej myślałam o tym, że chciałabym znaleźć się przed Pałacem punkt 12, aby zdążyć na zmianę warty, to  w czasie podróży zapomniałam o tym. Szczęśliwym trafem stanęłam przed Amalienborg akurat 10 minut przed 12! Ilość turystów oraz wygląd żołnierzy zapowiadał dobry spektakl porównywalny z tym, co widziałam w Budapeszcie, niestety wyszło słabo. Zmiana warty była długa i… nudna.

Pałac Królewski Kopenhaga

Po tym, co zobaczyłam do tej pory, myślałam, że przez resztę dnia będę się błąkać po mieście bez celu, bo wszystko, co ciekawe już zobaczyłam. Myliłam się bardzo, bo kiedy weszłam w drugą część miasta, miałam wrażenie, że jestem w innym mieście. W pierwszej kolejności odwiedziłam Castel Island, czyli zespół zamkowy, który był siedzibą królów przed Amalienborg. Są to kolejne budynki, które nie zachwycają wyglądem, ale mają swój urok.

Castel Island Kopenhaga

18743706572_aeb6b6d6ca_k

Ta część miasta jest malownicza głównie przez liczne kanały, które oddzielają wyspę zamkową. Przez centrum miasta ciągną się deptaki ze sklepami, na których jest jedynie ruch pieszy. Jest to ładna część miasta, ale jak dla mnie nieurzekająca. Tak samo nie urzekła mnie druga strona głównego kanału, na której znajduje się Christiania. Wiele osób polecało mi tą hippisowską, alternatywną dzielnicę, ale ja szybciej stamtąd wychodziłam niż wchodziłam. Może byłam tam za późno, ale obecne tam towarzystwo raczej nie zachęcało do dłuższych wizyt, zwłaszcza samotnych.

Nieopodal Christianii znajduje się Kościół Najświętszego Zbawiciela, z którego wieży można podziwiać panoramę Kopenhagi. Zabudowa w mieście jest niska, więc panorama nie zwala z nóg, ale warto wejść, żeby popatrzeć chociażby na dzielnicę zamkową czy też most łączący Kopenhagę z Malmö.

Kopenhaga punkt widokowy

Na sam koniec zostawiłam sobie okolice jednego z najbardziej znanych wesołych miasteczek na świecie – Tivoli. Nie wchodziłam do środka, ale XIX-wieczny park rozrywki z zewnątrz naprawdę robi wrażenie. Zaraz obok Tivoli znajduje się ratusz.

Kopenhaga Tivoli

Kopenhagę warto odwiedzić, bo jest to naprawdę ładne miasto. To, co mnie urzekło to konsekwencja architektoniczna – nawet nowe budynki są spójne z historycznymi. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie była krytyczna i wymagająca dla miasta. Nie jestem nim zachwycona, ten styl architektoniczny jest dla mnie za zimny i zbyt surowy. Myślę, że gdyby nie fakt, iż trafiłam na przepiękny, słoneczny dzień, myślę, że byłabym bardzo rozczarowana.

Kopenhaga będzie mi się zdecydowanie kojarzyć z cała masą rowerów, spójnością architektoniczną, pomarańczową cegłą, kanałami i młodymi ludźmi – miałam wrażenie, że tam w ogóle nie ma starszych osób.

Jeśli będziecie mieć okazję to wybierzcie się tam, tak jak ja, na niedzielny spacer. 🙂

Tu znajdziecie wszystkie zdjęcia z Kopenhagi – miłego oglądania!

Kopenhaga atrakcje