Są na świecie miasta – zabytki. I nie chodzi tu o miasta pokroju Rzymu, Paryża czy Florencji, gdzie zagęszczenie zabytków jest ogromne, ale o miasta, które nie mają charakterystycznych, znanych na cały świat zabytków, ale same w sobie, jako całość, są zabytkiem. Takim miastem jest z całą pewnością Dubrownik (oczywiście jego najstarsza część). Wchodząc w obręb jego murów, można się poczuć, jakby weszło się do wehikułu czasu. Wszystko co nas otacza aż tchnie historią i latami dziejów przeróżnych ludzi. Czy Dubrownik warto zobaczyć? Oj zdecydowanie!

Murami Dubrownika

W Dubrowniku spędziliśmy jeden dzień i jest to czas optymalny na zobaczenie miasta w obrębie jego murów. Chodziliśmy wąskimi uliczkami, włóczyliśmy się po licznych schodach, spacerowaliśmy po porcie, jednak największe wrażenie zrobiło na nas przejście murami dookoła miasta. Bo czy może być coś lepszego niż prawie 2-kilometrowy punkt widokowy? A dla fana średniowiecznych miast i obronności (czyli m.in. Maćka), tak doskonale zachowane mury to czysta rozkosz.

To, co zapamiętam najlepiej z murów Dubrownika to jaskółki! Piszczące, śpiewające, nurkujące i wznoszące się szybko do góry. Mnóstwo czarnych punkcików nad dachami miasta. Czegoś takiego nie doświadczyłam nigdzie indzie, nie w takiej skali.

Co prawda wejście do najtańszych nie należy, ale według mnie, są warte!. To jedne z najlepiej wydanych pieniędzy podczas naszej podróży poślubnej. Stąd zobaczycie najbardziej znane elementy miasta – Fort Lovrijenac, wyspę Lokrum, liczne kościoły i pałace, uliczki i port. No i przede wszystkim mury i baszty. Nawet na niezainteresowanych historią, zrobią one na pewno duże wrażenie.

Ulicami Dubrownika

Zejdźmy jeszcze na dół, chociaż nie do końca, bo Dubrownik to jedna długa prosta ulica Stradun na wskroś miasta i mnóstwo małych uliczek po bokach, z całą masą schodów. Moja rada? Uciekajcie jak najszybciej z deptaku, bo chociaż na nim spotkacie prawdziwe tłumy, to w pobliskich uliczkach czekać na Was będzie spokój, wytchnienie i… cień! My trafiliśmy na straszliwy upał, więc po przejściu murów, byliśmy spragnieni chłodnych napojów i właśnie cienia. Szybko więc skręciliśmy w bok, a tam mnóstwo kotów, drzewa pomarańczowe, knajpki i mniej oczywiste widoki.

Dubrownik – morze

Dubrownik to oczywiście też morze. Port, kąpielisko, kajaki i piękna niebiesko-zielona woda. To ona nadaje jeszcze większego uroku miastu, bo daje kontrast dla wszechobecnego beżu i pomarańczu. Do tego przy upale miasta, świeża morska bryza będzie zbawieniem.

Jak woda to i widok, który wyda się znajomy każdemu fanowi serialu Gra o Tron. Znajdujący się tuż za murami Fort Lovrijenac jest znany głównie dzięki drzwiom, znajdującym się tuż nad wodą zatoczki. Stąd wypływają też wycieczki kajakowe, co też jest fajnym pomysłem na zobaczenie murów od strony morza.

Nieoczekiwana perełka – Cavtat

Na sam koniec jeszcze jedno polecenie. 20 km na południe od Dubrownika znajduje się przeurocza mieścinka Cavtat. My trafiliśmy tu zupełnie przypadkiem. Kiedy w upalny dzień pokonaliśmy granicę z Czarnogórą, byliśmy spragnieni ochłodzenia. W poszukiwaniu plaży, skręciliśmy w kierunku nic niemówiącego nam Cavtatu. Okazało się, że otrzymaliśmy senne miasteczko, a w wodzie świetne warunki do snorkelingu. Gorąco Wam polecam! A dla amatorów plaży nudystów – taką znajdziecie między Dubrownikiem a Cavtatem 😉