Moi drodzy Państwo, przenosimy się do absolutnego cudu natury, któremu ręka ludzka dodała jeszcze większej wyjątkowości. Czas na królową tego wyjazdu – Bokę Kotorską, czyli Zatokę Kotorską. Miejsce niezwykłe i urzekające od pierwszego wejrzenia. Przywołujące na myśl włoskie jezioro Como, ale oferujące więcej pod kątem historycznym, co swoja drogą zawdzięcza Wenecjanom, więc wszystko zostaje w rodzinie.

Muszę na początku wspomnieć, że ten wpis przysporzył mi wielu problemów, a to dlatego, że na miejscu było po prostu za pięknie. Tak, tak… mamy tu klasyczny przypadek klęski urodzaju. Z tego względu postanowiłam podzielić posty o Boce Kotorskiej na dwa. Dzisiaj zapraszam Was na wycieczkę po magicznym Kotorze i zacisznej Dobrocie. W następnym wybierzemy się do Perastu, Herceg Novi i niesamowią trasą P1 na najlepszy punkt widokowy w całej Zatoce. 

Dobrota dobra na wstęp

Zacznijmy od Dobroty, tak jak i my zaczynaliśmy kilka naszych kolejnych pierwszych dni w Czarnogórze. We wpisie ogólnym wspomniałam już Wam o naszych noclegu w tym przylegającym do Kotoru miasteczku. Może pokój nie był mistrzostwem świata, ale za to tarasem i ogrodem wygraliśmy życie! Sami zobaczcie – aż chciało się rano wstawać, a wieczorem wracać w to miejsce.

Co więcej, sama Dobrota to miasteczko wymarzone na nocleg (no chyba, że wolisz imprezowy styl podróży, wtedy na pewno bardziej przypadnie Ci do gustu sam Kotor). My jednak wolimy ciszę i małe zagęszczenie turystów, i właśnie to Dobrota nam zaoferowała. Do tego dwa plusy. Pod domem darmowe miejsce parkingowe, z którym nigdy nie było problemu (i to jakie miejsce parkingowe! na samym brzegu zatoki!). A kilka kroków od naszego mieszkania, absolutnie rewelacyjna restauracja – Konoba Bonaca. Do dziś wspominamy makaron z małymi ośmiorniczkami w sosie pomidorowym i drugi z krewetkami. Mniam!

Z naszego pokoju w Dobrocie, można dojść do Kotoru w 45 minut. My pewnie szliśmy dwa razy dłużej, a to wszystko przez otaczające widoki. Pokonując tę trasę nie ma nawet chwili, kiedy jest nieładnie lub przynajmniej nieciekawie. Co chwila wyłania nam się jakaś piękna willa, uroczo kołysze się kolorowa łódka na wodzie, przepływa jakiś wielki jacht albo statek. No i oczywiście otaczające góry! Chyba nikogo nie musze przekonywać, że góry i woda to jedno z najlepszych krajobrazowo połączeń jakie można sobie wyobrazić.

Zachęciłam do noclegu w Dobrocie? Mam nadzieję, że tak! Zaufajcie mi, a na pewno nie będziecie żałować!

Gwiazda programu – Kotor

Ok, Dobrota to fantastyczne miejsce, ale pod kątem wartości turystycznej, nie umywa się do Kotoru. Przyjmijmy umownie, że Kotor zaczyna się wraz z murami (chociaż administracyjnie rozpoczyna się kawałeczek wcześniej, przechodząc płynnie z Dobroty). Rozpoczęcie opowieści od murów jest z resztą świetnym pomysłem, bo to jedna z największych atrakcji tego miasta. Mury ciągną się nie tylko na poziomie zatoki, ale wznoszą się też na zbocza góry Lovcen, tworząc twierdzę św Jana. Mury ciągnące się po górze są widoczne już z daleka. Kiedyś zapewniały miastu ochronę, teraz dają turystom możliwość spojrzenia na zatokę i sam Kotor z góry. Ale o tym później.

Do miasta dostaniemy się jedną z bram, ale ta najbardziej znana i również najbardziej oblegana to Brama Morska. Wchodząc nią do miasta, trafimy od razu na główny plac Kotoru, z charakterystyczną wieżą zegarową. Jak to zwykle bywa w tego typu miejscach, w mieście jest aż gęsto od starych cerkwi i kościółków. Nie będę jednak ich wymieniać, napiszę tylko, że nas najbardziej zauroczyła maleńka cerkiew św. Łukasza.

Z rynku sugeruję uciec jak najszybciej i zapuścić się w liczne wąskie uliczki, które jak w każdym średniowiecznym mieście, nadają najwięcej klimatu. Podczas bezcelowego spacerowania, koniecznie usiądźcie w jednej z licznych kawiarni na kawę. Odważnym polecamy również spróbować rakiji.

Każdy kto był w Kotorze wie, że tutaj rządzą koty. Leżą wszędzie, nie przejmują się turystami robiącymi im zdjęcia z każdej strony. Jednak wszystkie inne koty, zbladły przy trzech wychudzonych maleństwach na jednym z placyków. Biedne, wylizane, wzbudzały ogólne współczucie wszystkich, którzy na nie spojrzeli. Na pierwszy rzut oka każdy dochodził do wniosku, że nie wiedzie im się najlepiej, są wygłodniałe i bezdomne. Jak się jednak okazało po kilku godzinach, kotki miały tam swój mały raj na ziemi. Jedzenia im na pewno nie brakowało, a i na opiekę nie mogły narzekać. Małe wyłudzacze mleka!

Z resztą, na takie koty natkneliśmy się też w Dobrocie i innych odwiedzanych miejscach. Przy tej okazji, warto pamiętać to, co powiedział nam jeden z kelnerów. Koty są dzikie, niezaszczepione i zdarza się, że są chore. Trzeba więc starać się powstrzymywać naturalny odruch głaskania tych uroczych stworzeń.

Najpiękniejszy widok na Kotor

To teraz czas na fotograficzny spam, czyli idziemy na najbardziej znany punkt widokowy na Zatokę Kotorską. Mowa oczywiście o wspomnianych już wcześniej murach twierdzy św. Jana. Wejście jest biletowane, ale zdecydowanie warto zapłacić te kilka euro dla takich widoków. Z resztą, koszt zwraca się już po kilku pierwszych metrach, kiedy otwiera nam się perspektywa na dachy Kotoru, z górującą cerkwią św. Mikołaja.

Od samego początku przygotujcie się na ostre podejście, częściowo po wyślizganych kamieniach. Warto być uważnym, tym bardziej, że co chwila Wasz wzrok będzie uciekać ku pięknym krajobrazom wyłaniającej się Zatoki i miasta. Po drodze, czekają zabudowania fortyfikacyjne oraz kościół Matki Boskiej od Zdrowia z charakterystyczną wieżą, wpisaną w wiele zdjęć widokowych na Dobrotę i Zatokę Kotorską.

Kotor

Dojście na szczyt twierdzy, nagradza niesamowitymi widokami. Sama twierdza jest z resztą przyjemnym miejscem do odpoczynku i beztroskiego spędzenia czasu. Jeśli wybieracie się tu na zachód słońca, musicie pamiętać o jednym. Nad Kotorem słońce zachodzi wcześnie ze względu na przeciwległą górę, która wcześnie pokrywa cieniem wschodni brzeg.

Kotor widok cytadela

Oprócz niesamowitego widoku na Zatokę i Kotor, możemy podziwiać również otaczające góry, a zwłaszcza stoki Lovcen, na którym zbudowano twierdzę. Nas kusiła wizja wdrapania się wyżej w pobliże szczytu góry do trasy P1, ale późna pora skutecznie nas zniechęciła. Z resztę i tak się tam udaliśmy samochodem, ale o tym już w kolejnym wpisie.

A na koniec drzewo na szczycie twierdzy, pokryte chusteczkami. Czy ktoś ma pomysł o co chodzi?