IMG_2823

Cześć! Jak pewnie większość z Was wie, blisko tydzień temu wróciłam ze swojego mini eurotipa i uważam, że to najwyższy czas, żeby co nieco Wam o nim opowiedzieć. W tym poście nie chciałabym opisywać przeżyć związanych z konkretnymi miejscami, a raczej ogólne wrażenia z podróżowania w pojedynkę.

Zacznę jednak od początku, czyli etapu podejmowania decyzji. Szczerze Wam przyznam, że jest to najtrudniejsza część w całej tej przygodzie, później jest tylko łatwiej. Nie mówię tu jedynie o podjęciu decyzji typu: tak, 24 jadę SAMA na 9 dni do Budapesztu, Rzymu i Pragi; to akurat jest wierzchołek góry lodowej. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że do tej decyzji dojrzewałam przez ostatnie 6-7 lat, a intensywniej zastanawiałam się nad tym od 2 lat. Przez cały ten czas stopniowo zaprzyjaźniałam się ze sobą, pracowałam, aby coraz lepiej czuć się w swoim towarzystwie, nie oglądać się na innych, gdy chcę realizować swoje plany i marzenia. To działo się naprawdę powoli, bo zaczęło się od pójścia samej na zakupy, później jakieś kino, kawiarnia, restauracja, spacer w parku, wydarzenia z masą nieznajomych ludzi. Jeśli myślicie, że w tym czasie ani razu nie zrobiło mi się przykro, że sama siedzę w kinie albo jem obiad, to jesteście w błędzie. Mnóstwo razy przechodziło mi przez myśl, co jest nie tak, gdzie leży sedno problemu, czyżby (o zgrozo!) nikt mnie nie lubił? Z biegiem czasu, nauczyłam się jednak dobrze się z tym czuć, do tego stopnia, co jest bardzo złe, że gdy ktoś mi proponował swoje towarzystwo, zdarzało mi się delikatnie wykręcać.  Teraz widzę jak głupie było moje myślenie, już rozumiem, że każdy ma swoje życie i nie zawsze nasze plany pokryją się z planami innych. Przechodząc jednak do meritum, uważam, że fundamentem takiego samotnego wyjazdu jest czucie się dobrze w swoim towarzystwie. Jeśli nie wyobrażasz sobie samotnego wyjścia do kina lub na kolacje, to przemyśl dwa razy decyzję o wyjeździe samemu. Ewentualnie zafunduj sobie dwudniowy, bardzo intensywny wyjazd, gdy nie będziesz mieć czasu, aby zastanawiać się, czemu jesteś tu sam.

Dwa lata temu w grudniu oglądałam filmy ze skoków ze spadochronem i jak zwykle marzyłam, że kiedyś też tak skoczę… w tym momencie w głowie pojawiła mi się myśl: a w sumie na co czekać? Miałam odłożone jakieś pieniądze, chciałam to zrobić, więc jaki problem? Zarezerwowałam lot, skoczyłam i jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że naprawdę mamy tu na ziemi mało czasu i trzeba robić to o czymś się marzy, żeby w pewnym momencie nie obudzić się i spoglądając wstecz w swoje życie, nie zastanawiać się na czym przeleciały nam te wszystkie lata, czemu nie mieliśmy odwagi sięgać po marzenia.

400713_522276194485528_1925395235_n

99

Decyzja o tym, że jadę sama była w pełni świadoma. Nikt mi nie odmówił, nie zostawił na lodzie, gdy miałam już kupione bilety, nic z tych rzeczy. Nikogo nie pytałam czy zechce się ze mną wybrać w taką podróż. To nie tak, że nie chciałabym, żeby ktoś ze mną jechał, ale nie miałam ochoty szukać po znajomych, słuchać wykrętów, jak to miało miejsce wcześniej. Działałam dosyć szybko, bo przecież tak działać trzeba, gdy w grę wchodzą tanie loty. Pojawiła się fajna opcja wyjazdu, kupiłam więc bilety, zarezerwowałam hostele i tyle. To naprawdę nie jest trudne 🙂

Mam wrażenie, że znajomi przez chwilę mieli mnie za wariatkę. Gdy mówiłam im o swoich planach, ze zdziwieniem pytali jak to tak sama jadę, czemu, czy nie będzie mi smutno, czy się nie boję. Często słyszałam komentarze, że bardzo mnie podziwiają, że sami nie zdecydowaliby się na taki krok. Ja nie widzę w mojej decyzji niczego nadzwyczajnego, co można by podziwiać. Ok, gdybym miała wyjechać sama do jakiegoś odległego egzotycznego kraju to może coś by w tym było, ale to tylko Europa, która pod względem życia, codziennego funkcjonowania, nie różni się niczym od Warszawy. To prawda, w razie problemów nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc, ze wszystkim musiałam sobie radzić sama, ale  z drugiej strony na większe problemy się nie natknęłam, a gdy zgubiłam drogę miałam mapę, GPS-a i język w buzi.

Nie chcę przedstawiać wyjazdu w pojedynkę w samych superlatywach, bo oczywiście ma on też swoje słabe strony. Po pierwsze, czasami, gdy miałam mniej napięty grafik, gdy siadałam gdzieś, żeby odpocząć, wtedy robiło mi się trochę przykro, że nie mogę pogadać z kimś znajomym, ale wtedy wchodziłam na facebooka, odzywałam się do kogoś i problem mijał.

Po drugie są rzeczy, które mnie ominęły, ale tylko z własnego wyboru. Starałam się wracać dosyć wcześnie do hostelu, najpóźniej byłam chwilę po 22. Nie poszłam nigdzie na drina, nie szwędałam się po ulicach późno w nocy ze względów bezpieczeństwa. Wolałam się nie wystawiać, bo jako samotna dziewczyna zwracałam dość duże zainteresowanie, szczególnie w Rzymie. Btw. w Rzymie zrozumiałam, co oznacza blondynka we Włoszech i włoski temperament, ale to zupełnie inny temat. W każdym razie, wracałam niezbyt późno do hostelu, ale nie miałam z tym problemu, bo po całym dniu bardzo intensywnego chodzenia, z radością witałam swoje łóżko.

I w końcu po trzecie, czyli spanie w hostelach. Jeśli nie chce się wydać astronomicznych sum na nocleg to właśnie ta opcja jest zdecydowanie najlepsza. Muszę przyznać, że trafiłam na całkiem niezłe warunki po bardzo korzystnych cenach, ale to nadal były pokoje 6 lub 8-osobowe, ze wspólną łazienką na korytarzu. Powiedzmy sobie szczerze, wysoki komfort to nie jest, ale z drugiej strony dla mnie to było tylko miejsce na sen, prysznic i zostawienie bagażu, w ciągu dnia w ogóle tam nie zaglądałam. Dodatkowo fajnie było wrócić wieczorem i mieć z kim porozmawiać o tym, co się danego dnia widziało i przeżyło.

A co jest fajnego w podróżowaniu samemu? Przede wszystkim to, że ruszasz się z domu i zwiedzasz! Tak, jak już wcześniej napisałam, czasami jest ciężko znaleźć kogoś, żeby pojechał z nami na kilkudniowy wypad, ale to przecież nie powód, żeby z niego rezygnować. Jeśli chcesz odwiedzić jakieś miejsce, po prostu to robisz. Gdy jesteś już na miejscu, nikt Cię nie ogranicza, nie musisz iść na kompromisy i zmieniać swoje plany. Jeśli chcesz skręcić w wąską uliczkę, bo wydaje Ci się przeurocza, robisz to, nawet, jeśli wiesz, że przez to nadrobisz drogi. Dużo osób będąc na wakacjach lubi się wyspać. No cóż, nie dogadalibyśmy się, bo ja z mojego hostelu wychodziłam około 7 rano, bo uważam, że miasto o o tej godzinie jest najładniejsze. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym sobie to odpuścić, tak samo jak zwiedzania miasto pieszo (praktycznie w ogóle nie korzystałam z komunikacji miejskiej). Tak, niezależność to zdecydowanie największy plus samotnych wypraw.

Po drugie, jeśli jesteś sam/a w podróży, poznajesz bardzo dużo ludzi, którzy sami Cię zagadują na ulicy, w kolejce po bilet czy też w restauracji. Bardzo miło wspominam kolację, którą zjadłam z parą Włochów albo spacer po Forum Romanum i Palatynie z dziewczyną zapoznaną w hostelu. Zawiązanie tylu nowych znajomości, z pewnością nie byłoby możliwe, gdybym byłam z kimś więcej.

Jednak największym plusem mojego wyjazdu jest chyba to, że znowu otworzyłam się na nowe. Wiem, że teraz już nie będę miała żadnych obaw przed kupnem biletu i pojechaniem gdzieś samej, czego najlepszym dowodem jest kupiony przed dwoma dniami bilet do Berlina. Ostatecznie nie będzie to samotna wyprawa, ale  nie mam z tym problemu, bo przy tych wszystkich superlatywach podróżowania samemu, nie zamykam się na wyjazdy ze znajomymi.

Na koniec wyrażę tylko nadzieję, że choć odrobinę Was zainspirowałam i rozwiałam Wasze obawy. Realizujcie swoje marzenia, bo to najpiękniejsze, co może się przytrafić w naszej szarej rzeczywistości. 🙂

IMG_5048      IMG_5464