Lizbona widok z zamku

Kiedy w Polsce zimno, źle i ponuro, a na niebie ciężko wypatrywać słońca, dobrze uciec, przynajmniej na kilka dni, tam, gdzie cieplej, słonecznej i bardziej kolorowo. My uciekliśmy do Portugalii i byliśmy zachwyceni! Od naszej wizyty minęło już trochę czasu, bo w Portugalii byliśmy w grudniu, ale wciąż wspominamy ją z wielkim sentymentem.

Lizbona była moim marzeniem od dawna (pewnie jak wielu z Was). Nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie, że będzie odrobinę egzotycznie i inaczej niż w miejscach, które do tej pory odwiedziłam. Ciągnął mnie koniec Europy, z którego wielcy podróżnicy wypływali w nieznane, gdzie wąskie uliczki urzekają za każdym zakrętem, a żółty tramwaj wozi szczęśliwych ludzi. No i się zawiodłam! Nie było tak egzotycznie jak to sobie wyobraziłam, po Włoszech miasto nie zrobiło na mnie aż tak olbrzymiego wrażenia, jak się spodziewałam, a ludzie chociaż często szczęśliwi, to też czasami budzący strach. Ale po kolei i od początku, bo po moim ciut przydługim wstępie, możecie się spodziewać, że przeżyłam traumatyczne chwile oraz że w każdej minucie mojego pobytu, żałowałam, że się tam znalazłam. O co to to nie! Chcę wrócić, choćby zaraz!

Na Portugalię czekałam długo. Bilety kupiliśmy w kwietniu, a lecieliśmy w grudniu. Chociaż po drodze zdarzyła nam się Praga, Benelux i Bergamo z Como, to właśnie Portugalia miała być główną podróżą 2016 roku. Oczekiwania były ogromne, co zawsze oznacza, że i zawieść można się dużo łatwiej. Kiedy przylecieliśmy do Lizbony i wyszliśmy z lotniska, zobaczyliśmy piękne błękitne niebo, palmy, a w oddali majaczył nam Tag. Za sobą zostawialiśmy deszczową i zimną Warszawę. Byliśmy szczęśliwi i nie mogliśmy się doczekać, kiedy zaczniemy odkrywać to pełne słońca miasto.

Po dotarciu do centrum Lizbony szukałam urojonej egzotyki i z każdym kolejnym krokiem rozczarowywałam się i upewniałam, że nic z tego nie będzie. Na szczęście Lizbona jest tak pięknym i słonecznym miastem, że szybko mi to wynagrodziła. Lizbonę pokochałam najbardziej za jej kilka kluczowych elementów i o nich chciałabym Wam dziś opowiedzieć.

Miradouros

Podróżując po świecie, uwielbiam szukać punktów widokowych. Z góry świat wygląda inaczej i piękniej. Lizbonę można pokochać właśnie dzięki tym widokom. Na każdym kroku znajdują się miradouros, czyli tarasy widokowe. W Lizbonie na prawdę nie wiesz, co czeka Cię za kolejnym zakrętem czy po dojściu na wzgórze. Lizbona położona jest na siedmiu wzgórzach, podobnie z resztą jak Rzym i kilka innych miast. Można tu naprawdę nieźle podciągnąć swoją kondycję 🙂

Miradouros w mieście jest wiele – niektóre są oblegane przez turystów i stanowią punkt obowiązkowy wycieczki, inne spotyka się przypadkiem i te cieszą najbardziej. Najbardziej znanym w mieście punktem widokowym jest Miradouro das Portas do Sol – to najczęściej tu powstają zdjęcia pokazujące widok na Lizbonę. Zaraz obok niego znajduje się Miradouro de Santa Liuza, który również warto zobaczyć, bo oprócz pięknego widoku na Alfamę, znajdziecie tu azulejo pokazujące Lizbonę. Chociaż są to bardzo turystyczne miejsca, zdecydowanie warto tu przyjść. Widok na kolorową Alfamę z pomarańczowymi dachami na tle błękitnego Tagu to jest coś!

Lizbona widok Alfama

Lizbona widok Alfama

Lizbona mozaika

Innym znanym punktem widokowym jest Miraduouro do Sado Pedro de Alcantara. Tu trafiliśmy przy pierwszym wyjściu na miasto po przylocie. Dotarliśmy tu przypadkiem bez patrzenia na mapę. Najlepszym momentem na odwiedzenie tego tarasu jest wieczór, kiedy miasto jest pięknie oświetlone. Wielką zaletą tego punktu jest duży dwupoziomowy taras z ławeczkami. Nie jest to najbardziej spektakularny widok na miasto, ale z pewnością warto go odwiedzić, aby podziwiać lizbońskie wzgórza, w tym wzgórze zamkowe.

I tak można by dalej rozpisywać się o tarasach widokowych, bo przecież nie wspomniałam wciąż o Miradouro de Santa Catarina z widokiem na spektakularny most 25 kwietnia czy o punktach, których niestety nie udało nam się odwiedzić, jak Miradouro da Nossa senhora do Monte czy Parku Edwarda VII. 

Opowiem Wam, jednak teraz o miejscu, z którego rozpościera się fenomenalny widok na całą Lizbonę, a mowa o zbudowanym przez Maurów Zamku św. Jerzego. Na zamek wejść zdecydowanie warto. Wiele osób omija ten punkt ze względu na jego turystyczny charakter i cenę. Jest to błąd, bo zamek jest w rzeczywistości dość zacisznym miejscem (nam nie dokuczały tam tłumy), a przede wszystkim oferuje przepiękne panoramy na każdą stronę Lizbony. Z resztą, zobaczcie sami: 

Lizbona widok z zamku

Oprócz wspaniałego widoku zamek oferuje piękne mury połączone z drzewami, które razem tworzą niepowtarzalny klimat. Na dziedzińcu na drzewach siedzą pawie (tak na drzewach!), a w najprzyjemniejszym miejscu sprzedawane są lampki wina, głównie vihno verde, czyli tzw. wino zielone – leciutkie, świeże, w którym się zakochaliśmy. Świetnym doznaniem jest usiąść przy murach z kieliszkiem w ręku i z góry podziwiając piękno Lizbony. Przy okazji musicie wiedzieć, że w Lizbonie wino można pić na ulicach, więc fajnym pomysłem jest kupienie małej butelki vihno verde i zaszycie się gdzieś na jednym z punktów widokowych.

Zamek Lizbona

Zamek Lizbona

Zamek Lizbona

Zamek Lizbona

Jak widzicie, miejsc widokowych w mieście jest cała masa. Poza tymi wyeksponowanymi jest mnóstwo ulic, które pnąc się pod górę, dostarczają przechodniom piękne widoki. Naprawdę ciężko tu nie sięgać co chwilę po aparat. W Lizbonie łatwo jest też znaleźć swój mały, odosobniony kawałek z widokiem. My znaleźliśmy takie miejsce w pobliżu ruin Klasztora Karmelitów (Convento do Carmo) nad jedną z najbardziej turystycznych ulic miasta z widokiem na zamek i piękną windę Santa Justa, stworzoną przez ucznia Gustawa Eiffla.

Azulejo

Azulejo to drugi powód, za który kocham Lizbonę. Piękne, kolorowe ceramiczne płytki są obecne wszędzie. Głównie znajdują się na fasadach domów. Najczęściej są różnokolorowe i układają się w geometryczne wzory, w przeciwieństwie do tych z Porto, które często prezentują historię i są głównie w odcieniach niebieskiego. Ja wolę te lizbońskie. Przez to, że są tak kolorowe i prezentują przeróżne kształty, nadają miastu ciepły i słoneczny klimat, a odkrywanie kolejnych niesamowitych wzorów jest pasjonującą zabawą. Azulejo zachwycą każdego, jestem o tym przekonana.

 

Architektura

O pięknie lizbońskiej architektury stanowi kilka czynników. Po pierwsze wspomniane już wcześniej azulejo. Po drugie kolory – można znaleźć tu budynki w przeróżnych kolorach, od czysto białego, poprzez żółty i różowy, po niebieski. Pod tym względem na pewno nie możecie spodziewać się nudy. Szczególnie charakterystyczne i zachwycające są białe budowle, przede wszystkim te sakralne. Widok na Alfamę nie byłby taki sam, gdyby nie biel kościoła św. Wincentego czy Panteonu.

Widok z zamku Lizbona

Po trzecie, zachwycają mnie architektoniczne kontrasty. Nie rzadko dwa budynki obok siebie, z podobnymi azulejo, wyglądają jak swoje przeciwieństwa. Jeden zadbany, czysty, wyremontowany, drugi zaniedbany, brudny, z powybijanymi szybami. Tak samo różnią się od siebie dzielnice. Najstarsza w mieście Alfama to w wielu miejscach obdrapane, od wielu lat nieremontowane budynki, przeciwieństwem dla niej może być dzielnica Estrela przez, którą przechodziliśmy idąc do Belem. Estrela to z kolei dużo nowsze i zdecydowanie bardziej zadbane budynki. Spacer miedzy nimi to prawdziwa estetyczna przyjemność.

Po czwarte, place, placyki, schody, wąskie uliczki, czyli wszystko, co tworzy klimat miasta. Lizbona naprawdę zaskakuje na każdym kroku magią miejsc. W pobliżu Convento do Carmo znajdziecie najładniejsze placyki w Lizbonie i uliczki ze schodami, z których można podziwiać miasto. Z kolei w Alfamie znajdziecie najbardziej klimatyczne uliczki, które na pewno kojarzycie z Lizboną – tak wąskie, że można tylko poruszać się pieszo, z drzewami pomarańczy i praniem wiszącym na sznurach pod oknem. Dla typowo lizbońskiego obrazka, jakim jest żółty tramwaj jadący pod górę, najlepiej udać się do Bairro Alto, aczkolwiek słynny tramwaj 28 ma naprawdę długą i imponującą trasę i można go spotkać zarówno pod cmentarzem (do którego z resztą próbowaliśmy się dostać wspinając się od Belem obrzeżami miasta i spóźniając się 20 minut), jak i w Alfamie.

Lizbona tramwaj

winda Lizbona

Po piąte, o pięknie architektury Lizbony stanowią zabytki. Muszę przyznać, że spacerując po mieście, schodzą one na dalszy plan, ale nie można zaprzeczyć, że są imponujące. Na pierwszym miejscu trzeba wymienić Klasztor Hieronimitów. Jego biel, zdobienia, dziedziniec – to coś, czego nie można przegapić. Wewnątrz znajduje się nagrobek Vasco da Gamma. Jedynym jego minusem jest cena, za wejście na niewielki dziedziniec trzeba zapłacić €10. Dobrym rozwiązaniem jest zakupienie biletu łączonego z wieżą Belem, która również warta jest zobaczenia od środka z tego samego względu, co klasztor, czyli przez bogactwo zdobień i biel, która tu jest podkreślana przez błękit Tagu.

Klasztor Hieronimitów

klasztor Hieronimitów

Klasztor Hieronimitów Lizbona

klasztor Hieronimitów

Belem wieża

Belem wieża

Belem wieża

Będąc w Lizbonie nie można opuścić również Praça do Comércio, z resztą, wątpię, żeby komuś udało się ominąć ten plac. I oczywiście obowiązkowo trzeba iść pod Katedrę Se, czyli najstarszy lizboński kościół, aby zrobić zdjęcie z przejeżdżającym żółtym tramwajem 28. Ciekawym punktem jest również Klasztor Karmelitów (Convento do Carmo), a raczej jego pozostałość po XVIII-wiecznym trzęsieniu ziemi, które zniszczyło dach kościoła. Wnętrze kościoła jest z całą pewnością oryginalną atrakcją.

Praca do Comercio Lizbona

Praca do Comercio Lizbona

klasztor karmelitów lizbona

klasztor karmelitów lizbona

klasztor karmelitów lizbona

Ostatnim elementem, dzięki któremu Lizbona zachwyca, jest most 25 kwietnia. Do złudzenia przypominający ten z San Francisco, robi ogromne wrażenie swoją wielkości. Wyróżniając się swoją czerwienią z otoczenia stanowi piękny dodatek w lizbońskim obrazku. Na nas wrażenie zrobiła również inna konstrukcja – dworzec Oriente, który otoczony mgłą, roztaczał iście magiczną aurę.

Jedzenie

Po wizycie w Lizbonie ciężko nie napisać kilku słów o jedzeniu, bo przecież Portugalia słynie ze świeżych ryb. Najbardziej charakterystycznym przysmakiem są grillowane sardynki. Nasze były bardzo smaczne, do momentu, gdy nie odkryliśmy, że są niewypatroszone. Niestety to popsuło nam ochotę na dalsze jedzenie, bo co chwila na widelec przez przypadek trafiały kawałki wnętrzności o okropnym smaku. Szkoda, bo same rybki były bardzo smaczne. Dużo więcej szczęścia mieliśmy przy ogromnym steku z tuńczyka, przy dorszu i innych rybach, których nazw już nie pamiętam.

Naszym największym portugalskim grzechem było pasteis de nata, zwane również pasteis de Belem. Nazwa pochodzi od dzielnicy Belem, w której znajduje się Klasztor Hieronimitów, w którym wymyślono ciastka. Nieopodal klasztoru znajduje się cukiernia, o nazwie Pasteis de Belem, do której przeniosła się produkcja smakołyków po rozwiązaniu zakonu. Niestety nam nie udało się zdjeść w tym znanym miejscu, bo kolejka była przeogromna, ale próbowaliśmy babeczek w wielu miejscach i wszędzie smakowały pysznie. Pasteis de nata to babeczki z budyniowym wnętrzem, zapiekane na zewnątrz, na wierzchu posypywane najczęściej cynamonem. Tego trzeba spróbować! Bardzo tęsknię za tym smakiem.

Na koniec zostawiłam wisienkę. Może nie jest to przysmak w fajnym miejscu, ale magia sama w sobie. Mieszkaliśmy w dzielnicy Bairro Alto, a pod naszym mieszkaniem znajdowała się mała kawiarenka i jednocześnie mały sklep, gdzie Lizbończycy wpadali na poranną kawę i ciastko. Miejsce było prowadzone przez starszego pana, który był przeuroczy i przemiły. Chociaż nie znał angielskiego, bez problemu się porozumiewaliśmy. Robił nam co rano pyszną kawę, a do niej podawał jedno z pysznych portugalskich wypieków. Tu śniadanie na słodko było obowiązkowe. To nie było piękne wnętrze, ale miła obsługa i pyszna kawa, sprawiły, że to jedno z naszych najprzyjemniejszych wspomnień z Lizbony.